piątek, 31 sierpnia 2018

Zabytkowe pojazdy pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie.

,
Przebywając w warszawie spacerowałem koło Pałacu Kultury i Nauki, na parkingach wokół pałacu zobaczyłem sporą ilość pojazdów zabytkowych. Większość klasyków pochodzi z czasów PRL i są do głownie Fiaty 125p, Fiat 126p,Jelcz "ogórek". Auta te są do wynajęcia i można je wynająć do przejażdżki po warszawie. Na parkingach naliczyłem kilkanaście klasyków większość z nich w dobrym stanie, auta po renowacji. Najwięcej jest fiatów 125p odmalowanych w kolorze legendarnej taksówki z serialu "Zmiennicy" w kolorze żółtym z logiem WTP i numerem bocznym 1313. 
Zapraszam do krótkiego filmu przedstawiającego opisywane pojazdy. Zapraszam na YouTube na kanał MojRetroGaraż link do filmu Zabytki pod Pałacem Kultury w Warszawie

niedziela, 26 sierpnia 2018

Motocykl WSK, legenda polskich dróg, wraca jako nowa konstrukcja.

 Motocykl WSK, jeden z symboli Świdnika i legenda polskich dróg, wraca jako nowa konstrukcja. "W ten weekend, na zlocie będzie można zobaczyć, jak wygląda nowy motocykl w dwóch wersjach: sportowej i turystycznej" – zdradza dziennik.pl Michał Piotrowicz, zastępca burmistrza Świdnika, a prywatnie pasjonat motocykli i marki WSK.
 – Autorem projektu nowego motocykla jest Jędrzej Jacek Synakiewicz z Kwidzyna, który od wielu lat projektuje konstrukcje motocyklowe i jest właścicielem patentu m.in. na silnik dwusuwowy, przewidziany do napędu nowej WSK. W czasie zlotu będzie można obejrzeć projekty wykonawcze nowego motocykla WSK w dwóch wersjach: sportowej i turystycznej. Przedmiot umowy z projektantem pozwolił również na stworzenie wizualizacji motocykla, czyli tego, na co czeka oko pasjonata motocykli – zdradza dziennik.pl Michał Piotrowicz. Podsuwa nam też trzymane dotychczas w tajemnicy wizualizacje nowego motocykla w kilku wcieleniach.
Czego mogą spodziewać się kierowcy? Wersja turystyczna pod nazwą WSK-T125 będzie wyposażona w jednocylindrowy dwusuwowy silnik chłodzony powietrzem. Moc jednostki to 24 KM przy 8750 obr/min. Napęd będzie przekazywany poprzez kompozytowy pas zębaty. Motocykl bez płynów eksploatacyjnych i paliwa powinien ważyć ok. 148 kg. Bak pomieści 22 l benzyny. Nadwozie nowej "wueski" ma niecałe 2 m długości, a siedzisko zaprojektowano na wysokości 77,5 cm.
Sportowa WSK-S125 dostanie mocniejszy silnik, który wytworzy 28 KM przy 9400 obr/min. Motocykl będzie też lżejszy – powinien ważyć około 140 kg "na sucho". Zbiornik paliwa pomieści 19 l. Do obu modeli przewidziano tarczowy układ hamulcowy - z przodu tarcza o średnicy 300 mm oraz zacisk dwutłoczkowy, a z tyłu 191 mm i zacisk jednotłoczkowy. Kierowca - niezależnie, który model się wybierze - powinien docenić wygodną, bezstopniową skrzynię CVT.
Spodziewam się, że przy takich parametrach nowe motocykle WSK będą dziarskie. Zapewnią optymalny stosunek mocy do masy, komfortowe prowadzenie i niewielkie spalanie – mówi nam Piotrowicz i dodaje, że planowane są też mocniejsze wersje: 250 ccm - 45 KM, 500 ccm - 90 KM i 1000 ccm o mocy 180 KM.

A kiedy będzie można założyć kask i wypróbować na drodze osiągi modeli z jednostką 125?
– Dotychczasowe działania potwierdzają, że skonstruowanie i rozpoczęcie produkcji nowego pojazdu, to bardzo skomplikowane przedsięwzięcie. Projekty wykonawcze prezentowane na najbliższym zlocie pozwolą na wykonanie motocykla studialnego, który będzie kolejnym etapem w reaktywacji marki motocyklowej WSK. Za 2 lata planowane jest pokazanie prototypu motocyklai rozpoczęcie testów – wyjaśnił zastępca burmistrza Świdnika.
Piotrowicz zdradził nam, że jeden z modeli realizacji przedsięwzięcia na polegać na założeniu spółki, w której większość udziałów będzie posiadać Gmina Miejska Świdnik.
– Założenie jest takie, żeby to była firma z Lubelszczyzny, która dzięki wprowadzeniu nowego produktu na rynek przyczyni się do rozwoju naszego regionu i stworzenia nowych miejsc pracy powiedział. – Producent na początku ma realizować produkcję małoseryjną, opartą na nowoczesnych rozwiązaniach technicznych z polskim rodowodem, w większości na rodzimych podzespołach i częściach, spełniających europejskie normy. Marzymy by silnik w 100 proc. był opracowany i produkowany w Polsce – uzupełnił Piotrowicz.
Przypominamy, że w reaktywacji polskiej marki motocyklowej wsparcie zaproponował Ursus, który w ramach utworzonego konsorcjum chce pomóc przy projektowaniu, budowie i testowaniu prototypów. Współpraca ma też ułatwić zdobycie homologacji niezbędnej do dopuszczenia do ruchu i uruchomienia produkcji seryjnej.
Planujemy, aby te motocykle miały narodowy sznyt i jakość wyższą od tego, co oferują produkty z importu z Chin czy innych krajów. Zresztą takie są też oczekiwania potencjalnych klientów - dużo osób zgłasza się do nas, mówiąc "tylko niech to będzie produkt polski". Nawet z sugestią, że zaakceptują nieco wyższą cenę, byle WSK powstawała w kraju skwitował Michał Piotrowicz.
Ostatni motocykl WSK po 30 latach produkcji opuścił Wytwórnię Sprzętu Komunikacyjnego PZL w Świdniku w 1985 roku. Powstało ponad 2 mln egzemplarzy jednośladów.

Zródło dziennik.pl 

środa, 15 sierpnia 2018

Kultowa marka ery PRL wróci na rynek. PKN Orlen chce uruchomić stację CPN w Warszawie


Kultowa marka ery PRL wróci na rynek. PKN Orlen chce uruchomić stację CPN w Warszawie


PKN Orlen planuje uruchomienie stacji benzynowej pod marką CPN. Państwowy gigant chce uniemożliwić przejęcia praw do budzącej sentyment nazwy. Spółka nie wyklucza też przejęć na rynku. 
Już jesienią tego roku na warszawskiej Pradze PKN Orlen może uruchomić stację paliw sygnowaną logiem CPN. Kultowa marka PRL ma szansę wrócić, bo Orlen chce w ten sposób zabezpieczyć się przed próbami przejęcia praw do słynnego logotypu. Potwierdzałyby się tym samym plany.
CPN - to się dobrze kojarzy
Historia CPN sięga roku 1945. Nazwę spółki kilkukrotnie zmieniano, by ostatecznie powrócić do niej w roku 1958. Funkcjonowała ona aż do roku 2000, dlatego też jest tak dobrze kojarzona przez większość Polaków, nie tylko tych, którzy dobrze pamiętają czasy PRL.
W maju 1998 r. rząd zdecydował o utworzeniu narodowego koncernu naftowego z połączenia Centrali Produktów Naftowych CPN SA i Petrochemii Płock SA Polski Koncern Naftowy SA został formalnie utworzony 7 września 1999 roku, natomiast 3 kwietnia 2000 r. nadzwyczajne walne zgromadzenie podjęło uchwałę o przyjęciu przez Polski Koncern Naftowy SA nazwy handlowej Orlen.
W 2000 r. marka CPN została zastąpiona przez markę Orlen.



PKN Orlen nie wyklucza przejęć
Pojawienie się logotypu CPN na stacji benzynowej to nie jedyna zmiana. Daniel Obajtek, prezes spółki, poinformował, że PKN Orlen jest zainteresowany akwizycjami stacji benzynowych na rynkach, na których jest obecny.
PKN Orlen jest zainteresowany akwizycjami stacji benzynowych. Ponieważ w Polsce przejmiemy sieć Lotosu, to w poszukiwaniach skupimy się na innych rynkach, na których jesteśmy obecni

Na koniec I połowy br. grupa miała 1771 stacji paliw w Polsce (33,7 proc. udziału w rynku), 581 stacji w Niemczech (6,2 proc. udziału w rynku), 405 stacji w Czechach (22,2 proc. udziału w rynku) i 25 stacji na Litwie (4,5 proc. udziału w rynku).
Grupa PKN Orlen zarządza sześcioma rafineriami w Polsce, Czechach i na Litwie, prowadzi też działalność wydobywczą w Polsce i w Kanadzie. Jej skonsolidowane przychody ze sprzedaży sięgnęły 79,55 mld zł w 2016 r. Spółka jest notowana na GPW od 1999 r. półka jest notowana na GPW od 1999 r.
Informacje: Gazeta PL.


niedziela, 12 sierpnia 2018

Kultowe Autobusy PR-Lu DeAgostini - Star N52


Z informacji przekazanych przez DeAgostini wydawcę gazet z serii "Kultowe Autobusy PRL-u już w numerze 10 który ukaże się 22.08 znajdziemy kolejny polski autobus. Po Autosanie H9-03 z pierwszego numeru będzie to Star N52

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Książka o Mikrusie "Podróżując Mikrusem"

Mamy przyjemność zaoferować Państwu drugą publikację o słynnym, polskim mikrosamochodzie Mikrus MR-300. W czasie pracy nad książką dotarliśmy do uczestników turystyki motorowej w PRL, a ci podzielili się z nami fascynującymi opowieściami, ożywiając z fantazją historię motoryzowania się polskiego społeczeństwa w latach 1945-1989. Obrazu podróżowania w ciągu niemal półwiecza dopełnia synteza przemian motoryzacyjnych w Polsce, którą starannie opracowaliśmy dla orientacji Czytelnika w uwarunkowaniach, w jakich musiał funkcjonować i radzić sobie każdy miłośnik czterech kółek. Książka zawiera świetne, niepublikowane fotografie, w tym wiele kolorowych z epoki. Lektura obowiązkowa na wakacyjne wojaże. 

W książce pt. „Podróżując Mikrusem”, mimo tytułu, sugerującego wypełnienie treści tylko wskazanym pojazdem, pierwszoplanową rolę dostali ludzie, a dopiero obok nich samochód. I nie zawsze jest to Mikrus, bo indywidualna motoryzacja to najczęściej najpierw dwa, a dopiero później cztery kółka. Mikrus więc jest obecny, ale jako bohater drugoplanowy, i wiezie nas przez PRL z jego zmieniającymi się warunkami życia, stylem i możliwościami podróżowania, wreszcie sposobem spędzania wolnego czasu i postrzegania świata, coraz szerzej dostępnego w kolejnych dekadach ustroju. Mikrusem docierano na Bałkany przez m.in. ZSRR, używano do przeprowadzek, brano udział w rajdach, a nawet penetrowano poniemieckie podziemia Pętli Boryszyńskiej, zanim stały się one celem wycieczek licznych rzesz eksploratorów.


Wszystkie opisane w książce historie zdarzyły się naprawdę i są udokumentowane archiwalnymi zdjęciami. Z posiadanego materiału wybraliśmy opowieści najciekawsze i bardzo różnorodne. Ostatnie poprawki w treści książki przed jej zatwierdzeniem do druku robiliśmy z przekonaniem, że każdy kto po nią sięgnie, pozwoli się wciągnąć w podróż Mikrusem, pełniącym rolę wehikułu czasu – w miejsca być może nawet sobie znane, ale jakże inaczej wyglądające dziś, po upływie kilkudziesięciu lat.
Zapraszamy do lektury!
Autorzy – Bartosz Winiarski i Mieczysław Płocica, MojRetroGaraz

Książka do nabycia na Allegro Podrużując Mikrusem

niedziela, 5 sierpnia 2018

45 lat temu uruchomiono produkcje Fiat 126p

45 lat temu, 22 lipca 1973 r., w całkiem nowej Fabryce Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej oficjalnie uruchomiono produkcję Fiata 126p. I choć bywał przez Polaków nazywany „kaszlakiem” i „toczydełkiem”, to tak naprawdę zmienił w ich życiu bardzo wiele. Dziś zaś maluch jest już legendą.
Podaje się, że produkcja słynnego auta ruszyła 22 lipca, ale w Polsce Ludowej wszystko musiało mieć swój początek 22 lipca. W rzeczywistości pierwszy maluch zjechał z taśmy bielskiej fabryki już 6 czerwca, a umowę dotyczącą jego produkcji zawarto 29 października 1971 r. między Fiat SA a PHZ PM Polmot. Ta ostatnia data jest o tyle ciekawa, że pierwszy Fiat 126p w samych Włoszech, a konkretnie w Turynie, został zaprezentowany dopiero rok później, jesienią 1972 r. Polacy zobaczyli przyszłego malucha dosłownie kilka dni później, kiedy Włosi przysłali egzemplarz pokazowy i zaprezentowali go na warszawskim placu Defilad.
Do końca 1973 r. w Bielsku-Białej wyprodukowano 1500 sztuk, co rzecz jasna było kroplą w morzu potrzeb. Nic też dziwnego, że już we wrześniu 1975 r. uruchomiono drugą linię produkcyjną, tym razem w zakładzie w Tychach. Przez cały okres produkcji maluch zachował swoją sylwetkę, ale pod maską i w kabinie zachodziły spore zmiany. Po 1978 r. jego silnik powiększył się z 600 do 652 cm2, dzięki czemu uzyskano wzrost mocy do 17,7 kW; stworzono nowy design tablicy przyrządów i zderzaki z tworzywa sztucznego.
Mimo wysokiej ceny – 69 tys. zł (równowartość 30 średnich pensji miesięcznych z tamtego czasu) i 110 tys. zł w drugim obiegu – Fiat 126p cieszył się ogromnym wzięciem. Wkrótce też zaprojektowano kilka jego wersji. 650 Special została wyposażona m.in. w regulowane siedzenia i ogrzewaną szybę tylną. 650 Lux miała bardziej komfortowy kształt siedzeń, znacznie lepsze hamulce, a także odchylane szyby tylnych, bocznych okien. Z kolei wersja 650 Komfort oprócz tego wszystkiego miała okrycia siedzeń z welutyny i powiększone zderzaki, co nieco wydłużyło sylwetkę pojazdu.
Wspomnieliśmy, że maluchy zachowały swój kształt do końca produkcji, ale to nie znaczy, iż nie przeprowadzano w nich pewnych zmian kosmetycznych. Dwukrotnie, w połowie lat 80. i dziesięć lat później, zlikwidowano wszystkie ostre krawędzie, nadając autom kształt bardziej opływowy. Nie wynikało to jednak z kwestii estetycznych, lecz zaostrzenia przepisów drogowych w całej Europie.
Poza tym maluch starał się nadążać za duchem czasu; nieustannie wprowadzano nowe rozwiązania techniczne, powodujące spore zmniejszenie zużycia benzyny i – choć to było najtrudniejsze przy tych rozmiarach – zwiększenie komfortu jazdy. Na tym ostatnim polu sukcesy były najmniej odczuwalne. Jak wspominał muzyk Wojciech Karolak:

„Tylko raz w życiu prowadziłem malucha i myślę, że to mi w zupełności wystarczyło. Czułem się jak samobójca, który wsiada do katapulty. Przerażający dyskomfort jazdy nie był aż tak uciążliwy, jak świadomość, że kraksa w tym samochodzie oznacza śmierć. Samochód powinien mieć rozmiar samochodu, a nie mydelniczki”.
Nawet jeśli ogół Polaków myślał podobnie, to i tak maluch był towarem zawsze deficytowym, na którego przydział czekało się nawet latami.
W ciągu całego okresu produkcji w Polsce powstały 3 318 674 egzemplarze malucha. To dużo i mało. Jak na trzydziestomilionowy kraj było to wielokrotnie za mało, by zapewnić obywatelom możliwość swobodnego przemieszczania się. Wystarczająco jednak wiele, by zmienić ich myślenie o podróżowaniu. Mieściło się to zresztą w planach ekipy gierkowskiej, która prowadziła politykę uspokajania społeczeństwa i odwracania uwagi od spraw poważniejszych poprzez zadawalanie drobiazgami. Takimi właśnie jak turystyka.
Nie przypadkiem zapewne niemal równolegle z powstaniem pierwszych maluchów Polacy otrzymali wolne soboty, a także, po raz pierwszy, znaczne ułatwienia w uzyskiwaniu paszportów i podróżowaniu za granicę. Edward Gierek był zdolnym socjotechnikiem i wiedział, że zniewolenie kraju nie będzie przez obywateli odczuwalne, jeśli nie będą się czuli zamknięci. Ciekawe, że w tym samym momencie wpadł na to nie tylko Gierek.
„Przemiany w turystyce nie byłyby możliwe, gdyby nie zasadnicza zmiana kursu w polityce społecznej wewnątrz obozu komunistycznego. W efekcie znacznego powiększenia środków przeznaczonych na spożycie zbiorowe, przybrało ono rozmiary nieznane wcześniej w historii komunizmu radzieckiego. Proces ten, nazywany socjalizmem gulaszowym, bigosowym czy konsumpcyjnym przebiegał niemal jednocześnie we wszystkich krajach radzieckiej strefy wpływów, a sygnał do niego dało najpewniej kierownictwo radzieckie, szukające pomysłu na nową stabilizację bloku komunistycznego po Praskiej Wiośnie ’68 i Grudniu ’70 w Polsce. W języku ekonomicznym oznaczało to, że w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych płace rosły w tempie 6–7 proc. rocznie” – pisał historyk Paweł Sowiński.
Zarabiano wówczas tyle, że pojawiały się oszczędności. W dodatku pojawiły się maluchy. Jak wyliczyła Danuta Sackiewicz w swojej pracy o wpływie motoryzacji indywidualnej na strukturę konsumpcji, wśród rodzin posiadających auto wydatki na usługi związane z czasem wolnym znacznie wzrosły, najczęściej zresztą kosztem spadku popytu na alkohol.
„Posiadacze własnych samochodów nie tylko mieli większą swobodę w przemieszczaniu się, ale także przeznaczali na konsumpcję usług wypoczynkowych więcej niż przed zakupem pojazdu” – zauważała.
Rząd wyraźnie sprzyjał właścicielom maluchów – to one wyraźnie dominowały wśród ok. 2 mln aut pędzących wtedy po polskich szosach – podobnie jak ewidentnie wspierał turystykę indywidualną kosztem grupowej. Była to właściwie próba ratowania sytuacji, bo wraz z biegiem lat siedemdziesiątych turystyka zaczęła się cieszyć tak wielką popularnością, że system zorganizowanego pod okiem władz wypoczynku już ledwo dyszał.
Właśnie z myślą o zmotoryzowanych Kowalskich obmyślono koncepcję tzw. wsi letniskowych, czyli w zasadzie odpowiednika dzisiejszej agroturystyki. Po prostu inwestowano pieniądze w miejscowości, które uznano za atrakcyjne turystycznie, i zachęcano (również finansowo) ich mieszkańców do tworzenia miejsc noclegowych. Co ważne – prywatnych. Była to może niewielka ilościowo, ale ważna jako precedens próba wspierania prywatnego biznesu, dzięki której niezmiernie wzbogaciły się takie miejscowości jak Szczyrk, Karpacz i dziesiątki innych.
A o tym, jak bardzo przyczynił się do tego maluch, najlepiej mówią liczby. W 1976 r. wartość usług rozsianych po Polsce stacji obsługi samochodów osiągnęła pułap 300 mln zł, a tempo wzrostu było tak znaczne, że, jak prognozowano, w ciągu czterech lat wartość ta miała się podwoić. W 1975 r. zaś 16 proc. wszystkich wyjeżdżających w podróż robiło to własnym autem. W tamtym czasie tylko 48. proc. społeczeństwa wyruszało w trasy, było to zatem niewiele, ale wskaźnik szybko szedł w górę.
Co interesujące, dzięki maluchowi zmieniła się też sama koncepcja wypoczynku. Jeśli pod koniec lat sześćdziesiątych myślano zwykle (ok. 30 proc.) o podróży dalekiej, to w latach siedemdziesiątych popularne stały się wypady krótsze, lecz częstsze. Dla przykładu: w połowie tamtej dekady tylko 19 proc. wyjeżdżających samochodem było skłonnych poświęcić dwie godziny na dojazd do miejsca przeznaczenia.
„Co drugi turysta poświęcał na dojazd mniej niż godzinę, a 18 proc. tylko około pół godziny. Tak jak w połowie XIX wieku głównym sprawcą podwyższonej mobilności turystycznej była kolej, teraz stał się nim samochód” – pisał Paweł Sowiński.
Zatem dzięki Gierkowi Polacy otrzymali czas. Dzięki maluchowi zaś – przestrzeń. Na oba te dary rzucili się pazernie.
Ale pojawienie się malucha oznaczało nie tylko zmianę w sposobie myślenia o konsumpcji, wolnym czasie i podróżowaniu. Zważywszy na sylwetkę Fiata 126p i jego parametry, zabrzmi to może osobliwie, lecz doszły do tego emocje sportowe. Jak wspominał kierowca rajdowy Robert Herba:
„W 1988 r. jako ostatni kierowca zdobyłem tytuł mistrza Polski w zespole fabrycznym Ośrodka Badawczo-Rozwojowego FSM. Wtedy na jednym z rajdów rozpędziłem malucha do 170 km/h. Dwa lata wcześniej poskładałem własnego fiata. Udało mi się zdobyć sportowe siedzenia, tzw. kubełki. Szczególnie miło wspominam starty maluchem w zagranicznych rajdach. Zdarzało się, że otrzymywaliśmy nagrody dla najbardziej widowiskowego zespołu”.
Malucha wykorzystywano w niemal nieistniejącym do tamtej chwili w Polsce sporcie motorowym właściwie od momentu zejścia pierwszego Fiata 126p z taśmy montażowej.
„Już w lipcu 1973 r. w Bielsku-Białej pracownik (i były zawodnik motorowy) Fabryki Samochodów Małolitrażowych, inż. Zbigniew Klimecki, składa wniosek w dyrekcji o powołanie Działu Sportu Samochodowego. W 1974 r. pojawiają się pierwsze próby startów […] W 1975 r., kiedy to pojawiła się wersja +p+, Fiat 126p zaistniał w sporcie” – pisał autor monografii malucha, Aleksander Sowa. Zapomniał chyba dodać, że zaistniał bardzo efektownie. W tym właśnie roku trzykrotny już wówczas mistrz Europy, Sobiesław Zasada, pojechał nim w rajdzie Monte Carlo i trasę pokonał w czasie wyznaczonym przez organizatorów.
Nieźle radził sobie maluch w sporcie również w kraju. Jego oficjalny debiut odbył się w 1976 r. w Zimowym Rajdzie „Stomila” w okolicach Rzeszowa. Trasa liczyła 980 km, w tym dwie próby górskie. Obie załogi z Bielska-Białej dojechały do mety po dziewiętnastu godzinach, jedna na drugim miejscu, druga zaś na piątym. Popularność maluchów w wyścigach rosła lawinowo. Dość wspomnieć, że w 1980 r. w zawodach o mistrzostwo Polski sklasyfikowano 163 zawodników, z czego aż 99 startowało w maluchach.
Oczywiście sportowe modele modyfikowano i usprawniano, czasem niezwykle skutecznie. Przykładowo sportowa wersja Fiata 126 Bis – 126 Bis Rally. Samochód był napędzany dwucylindrowym silnikiem o mocy 36,7 kW/7000 obr/min, osiągał prędkość 135–140 km/h. Był tak udany, że zajął drugie miejsce w międzynarodowym rajdzie Kohle und Stahl i również drugie w eliminacjach do Mistrzostw Europy. Stał się on, nawiasem mówiąc, poligonem doświadczalnym przed rozpoczęciem produkcji Cinquecento.
Koniec malucha nastąpił gwałtownie. W latach 1999 i 2000 odnotowano pięćdziesięcioprocentowy spadek sprzedaży auta przy równie gwałtownym wzroście sprzedaży samochodów konkurencyjnych – Fiata Seicento i Daewoo Matiza. We wrześniu 2000 r. zdecydowano się przerwać produkcję, wypuszczając na rynek ostatnie 150 egzemplarzy. Przy dostępie do coraz tańszych marek zagranicznych, które zalały Polskę w latach dziewięćdziesiątych, to, że malucha produkowano tak długo, samo w sobie jest fenomenem.
Ale maluch nie zniknął. Jesienią 2000 r. rozpoczęło się jego drugie życie: jako legendy i kolekcjonerskiej gratki. Choć bynajmniej nie tylko. W chińskim mieście Wenzhou ok. 5 tys. jego egzemplarzy doskonale sprawdziło się w roli taksówek; niezwykłą popularnością cieszył się też na Kubie i nieco tylko mniejszą w Australii. Co więcej, trafił nawet do Hollywood. A to za sprawą aktora Toma Hanksa, który zakochał się w polskim samochodzie najprawdopodobniej na planie filmu „Inferno”, który kręcono w Budapeszcie. W odpowiedzi na twitterowe deklaracje tej miłości ze strony Hanksa mieszkańcy Bielska-Białej ufundowali mu i przesłali w 2017 r. jeden egzemplarz. Aktor był podobno zachwycony.
Wciąż odbywają się także zloty miłośników malucha, na których są prezentowane nie tylko klasyczne sylwetki, lecz i śmiałe przeróbki, jak choćby wersja wydłużona do postaci luksusowej limuzyny, kabriolet albo… pług śnieżny. Choć to w zasadzie nic nowego. Jeszcze w latach siedemdziesiątych powstało kilka prototypowych wersji dodatkowych, jak nieco wydłużony maluch Long, Kombi z przestrzenią bagażową czy lekko garbaty Bombel – czyli samochód dostawczy.
Słynne auto, które zmotoryzowało Polskę, a w Polakach obudziło ciekawość świata i chęć podróżowania, ma się zresztą również całkiem nieźle pod względem handlowym. Maluchów wciąż jest dostępnych co prawda zbyt wiele, by osiągały ceny rzadkich modeli, ale kilkadziesiąt tysięcy złotych, jakich sprzedawcy życzą sobie za niektóre egzemplarze, brzmi całkiem imponująco. W każdym razie było coś bez wątpienia proroczego w tym, że ostatnią serię maluchów producenci nazwali Happy End.